Witam. Rzecz stała się w sklepie na osiedlu. W koszyku miałam 2 breloki, pomadkę i 2 bluzki. Weszłam z tymi rzeczami do przymierzalni. Od breloków i pomadki oderwałam kody i pomadkę rozpakowałam, jednak włożyłam te rzeczy łącznie z oderwanymi kodami do koszyka. Bluzki wisiały na haczyku w przymierzalni nietknięte z kodami i trafiły do sprzedaży. Nagle pani sprzedająca weszła do przymierzalni i zapytała się ile mam rzeczy, powiedziałam, że 2 bluzki, na co pani zobaczyła urwane kody i rozpakowaną pomadkę. Powiedziałam, że chciałam sprawdzić kolor pomadki i że mogę za to zapłacić, na co pani powiedziała, że jest za późno, że chciałam to ukraść i zadzwoniła na policję. Wyliczyła kwotę rzekomej kradzieży na 80 zł, łącznie z bluzkami, których nawet nie tknęłam, nie przymierzyłam. Postawiono mi zarzuty usiłowania kradzieży, z tym, że podczas przesłuchania pan policjant powiedział, że nie jest pewien, czy można to podciągnąć pod usiłowanie. Mam mieć sprawę w sądzie, dotąd nie byłam notowana ani karana. Mam 16 lat, dobrze się uczę, nie wagaruję, nie piję ani nie palę.
Jak wygląda taka rozprawa? czy podczas niej będzie też pani, która nakryła mnie w sklepie, czy policja będzie z nią rozmawiać? Co może mi grozić i najważniejsze pytanie, czy szkoła zostanie powiadomiona i czy przed rozprawą przyjdzie do mnie kurator? Bardzo proszę o odpowiedź, bardzo się boję.