Ostatnio nieco zachorowałem i siedząc w domu z nudów zacząłem przeglądać m.in. ten dział na forum, chociaż z reguły omijam go z daleka. Trafiłem na dyskusję
https://forumprawne.org/hydepark/836...ien-dobry.html
Wszyscy tam skupili się na wątku kultury osobistej. Nie chcę rozkręcać tamtego tematu, ale na jego kanwie zacząłem się zastanawiać gdzie właściwie jest granica między urzędnikiem / funkcjonariuszem a człowiekiem. Wiem że nie brzmi to najlepiej ale to w sumie ciekawe zagadnienie. Wiadomo, że urzędnik to też człowiek. Ale z drugiej strony czy jako urzędnik może sobie pozwolić na pewne wypowiedzi, komentarze czy opinie do których niewątpliwie jako człowiek ma prawo. Czy raczej powinien być „bezemocjonalnym automatem” działającym wyłącznie na podstawie przepisów prawa (art. 6 kpa) a swoje osobiste poglądy i opinie zostawić w domu. W tamtej przywołanej dyskusji padło pytanie o „dzień dobry”. Ale potrafię sobie wyobrazić tysiące innych analogicznych sytuacji. Zostawmy kwestię kultury. Oczywiście nie ma podstawy prawnej aby organ żądał o obywatela przywitania z jego przedstawicielem. A jednak takie żądanie padło. Pytanie czy było to żądanie organu wyrażone przez jego przedstawiciela czy człowieka? Jeśli organu to było bezprawne, jeśli człowieka to dopuszczalne i nawet uzasadnione. Tamta sytuacja jest zbyt absurdalna aby wokół robić zamieszanie, ale problem ogólny pozostaje. Gdzie jest granica? Czy urzędnik może np. prowadzić dyskusje światopoglądową albo udzielać porad czy pouczeń w sprawach nie wynikających wprost z wykonywanej czynności administracyjnej? Czy może komentować, co on prywatnie myśli? Niewątpliwie jako człowiek to wszystko może. Ale jako urzędnik chyba już powinien się mocno ograniczyć. Pytanie jak mocno?