Witajcie, jestem nowy, trochę poprzeglądałem forum i może błędnie myślę że podobnego przypadku nie było.
Zaczynam swoją opowieść.
W piątek 18 marca na podstawie ogłoszenia w Allegro spotkałem się ze sprzedającym, by kupić samochód. Przyjechała żona z dziećmi, gdyż to mieli być główni użytkownicy tego auta. Nasze stare wymaga dłuższego remontu, gdyż poleciały progi.
Zobaczyliśmy samochód. Na pierwszy rzut oka odpowiada opisowi na Allegro, dzieci się kręcą, nie ma jak się dokładnie przyjrzeć, więc po pierwszych "targach" o rzeczy które nie były uwzględnione w ogłoszeniu (głównie gigantyczny bród i coś rzęzi pod maską, trochę poobijane jak gruszka ulęgałka, ale cena uwzględnia poprawki lakiernicze), udajemy się w 2 samochody do domu sprzedającego pod Warszawę (piątek, około 17, godziny szczytu, deszcz). Po drodze zaczyna mi wariować silnik w moim starym samochodzie, chodzi jak traktor, ale jedzie. Do sprzedającego docieramy mimo wszystko pierwsi.
Na miejscu 2 obiecane letnie opony okazują się być "łyse". Znów obniżamy cenę. W domu sprawdzamy dokumenty, 11 letnie auto ma świeżutki przegląd techniczny z 10 marca. Dokumenty są w porządku, mamy wypisywać umowę, ale sprzedający nie zgadza się na zapis "sprzedający oświadcza, że pojazd nie ma ukrytych wad technicznych". Mamy wyjść, ale żona patrzy błagalnie, bo nasze stare autko zdycha. Dobra wykreślamy ten punkt, mój pierwszy błąd. Dostaję kluczyk (jeden, nie dwa) i znów mam wyjść, ale presja dzieci i niepewnego powrotu zwycięża. Obniżamy cenę na kluczyk. Liczymy kasę, podpisujemy umowę odjeżdżamy.
Następnego dnia wyruszam nowym nabytkiem na zakupy, by kupić chemię do prania i czyszczenia tapicerki, gdy jest brzdęk i nie mam ładowania. Rozpadło się koło pasowe na wale (240 zł w hurtowni). jeszcze przed 13 wymienione, niech będzie moja strata. Następnego dnia czyścimy, spawam fotel, gdyż miał popękane poprzeczki. Jest dobrze. Jedziemy na zakupy. Tankujemy, w drodze powrotnej uciekł mi tył na zakręcie.
Poniedziałek, czynny warsztat, jadę by określić co i kiedy w nim trzeba zrobić i słyszę opinię "nie dotykam się, bo auto jest niebezpieczne". Co się okazuje, ma przekoszoną i krzywą tylną oś, było potwornie bite. Czujnik grubości lakieru skończył się w kilku miejscach na 2000um. O tym nie było wogóle mowy. Dzwonię do sprzedającego, ten nie chce rozmawiać, rozłącza się. Trochę dyskusji, ponowny telefon żony. "Oczerniamy ich", nie odstąpią od umowy.
Poszukiwania pomocy. Rzeczoznawca PZM-Mot radzi umowę odstąpienia z powodu art 560 par1
KC, a następnie opinię rzeczoznawcy.
Wypisuję, wysyłam priorytetem za zwrotnym potwierdzeniem odbioru.
Czy mam szansę z punktu widzenia prawa, czy po prostu "dałem ciała"?
Proszę o odpowiedź.