Proszę z góry o wybaczenie, jeśli to nie jest ten dział, ale moje emocje jeszcze nie zdążyły opaść.
Sytuacja jest na pograniczu filmu sc-fi i czarnej komedii.
Ponad miesiąc temu kupiłam w sklepie 2 sukienki. Do przymierzalni zabrałam 2 sukienki, każdą w rozmiarach 36 i 38 - chciałam zobaczyć, który rozmiar będzie lepiej leżał.
W drodze do kasy rozmawiałam przez telefon i będąc sama sobie winna, zakupiłam sukienki w rozmiarze mniejszym, o czym przekonałam się w domu (płaciłam gotówką). Na domiar złego "dowód zbrodni" (czytać: paragon) zniszczyłam, gdyż moich bliskich dosłownie "dobija" kwota jaką wydaję na odzież...
Ale do meritum.
Z powodu braku możliwości zwrotu, postanowiłam sukienki sprzedać na allegro, co odbyło się w drodze licytacji. Obie sukienki kupiła ta sam osoba, płacąc przez PayU. Na drugi dzień zakupiony towar wysłałam, a 2 dni później dostałam mail tej treści:
"Dzien dobry.Te szmaty co dostalam do noszenia sie nie nadaja!!!!Rzeczy odsylam a pieniadze prosze zwrocic na konto XXXX.Zegnam!".
Kulturalnie odpisałam z prośbą o wyjasnienia. Odpowiedz byla taka:
"Nie za te ciuchy placilam tyle pieniedzy.Pani wyslala mi jakies stare szmaty.To oszustwo!!!!!!Dobrze ze paczke otwieralam przy swiadkach!!!Czekam na zwrot pieniedzy!".
W pliku załącznika, faktycznie były zdjęcia jakichś "szmat", ale ja wiem co wysyłałam.
Odpisałam, że domniemam, iż to próba wyłudzenia i na tym sprawa się zakończyła. Do dziś...
Do mojego mieszkania zapukał funkcjonariusz policji z informacją, iż policja z miejscowości X poprosiła o zbadanie sprawy odnośnie PRZESTĘPSTWA GOSPODARCZEGO...
"Szanowna kupująca", powiadomiła policję o swoich "omamach", tym samym jako świadków podając dwóch członków rodziny i...listonosza!
Jutro mam się stawić w KPP z dowodem nadania i kopią korespondencji celem złożenia wyjaśnień.
Pytanie brzmi - co mam zrobić w tej sytuacji?
Zgłosić odrębne przestępstwo o wyłudzenie?
Pomóżcie - jesteście mądrzejsi w "tych sprawach" ode mnie