Początkujący | Błąd lekarza - w skutku kalectwo i złe rokowania
Witam
Bardzo długo zastanawiałem się , czy sprawą się zająć czy nie - jednak dojrzałem po ponad pół roku do tego. Tak więc po kolei.
Mam 32 lata , dwójkę dzieci , na nic przewlekle nie chorowałem , ogólnie zdrowy człowiek. W połowie 2012 roku zaczynają mnie nękać bóle brzucha. Najpierw zająłem się sprawą standardowo - lekarz rodzinny , skierowanie na badania , skierowanie do specjalisty ... kolejka na kilka miesięcy. Badania nic nie wykazały , do specjalisty trzeba czekać kilka miesięcy a w między czasie bóle zaczęły narastać i przeszkadzać w codziennym życiu. Zdecydowałem się na odpłatne wykonanie gastroskopii w prywatnym gabinecie. Lekarz wykonał gastroskopię , stwierdził , że w zasadzie wszystko ok , ale jest jakaś zmiana wielkości 10 mm i trzeba badanie koniecznie powtórzyć , bo nie wie co to jest . Bóle w między czasie stały się na tyle nieznośne , że codzienne funkcjonowanie było koszmarem ; co dwie - trzy godziny atakował mnie ból w nadbrzuszu , nawet w nocy - paraliżujący ból. Dostałem tabletki na wrzody . Nic nie dawały , dostałem dwa razy silniejsze , też nic. Jako , że opinia o lekarzu , który wykonał mi gastroskopie była kiepska poszukałem lekarza o najlepszej w okolicy opinii. Udałem się do niej , przedstawiłem dotychczasowe wyniki , opisałem co i jak. Pani zrobiła usg , stwierdziła , że nic nie widać , że to pewnie na tle nerwowym . Przepisała inne leki . Czytając ulotkę dowiedziałem się , że czasem aby zobaczyć efekty leków trzeba odczekać kilka tygodni. Bez skutku . Po miesiącu kolejna wizyta , kolejne badanie usg - mówię Pani doktor , że coś tam jednak było widać na tej gastroskopii i , że lekarz sugerował powtórne badanie. Lekarka zbagatelizowała sprawę , zmieniła leki i wysłała do domu (wszystko oczywiście odpłatne wizyty prywatne , na kasę chorych do Pani doktor trzeba czekać co najmniej dwa miesiące) . I tak to się ciągnęło miesiącami . Mnie natomiast coraz bardziej bolało , życie stało się koszmarem. W między czasie zleciła badanie tomografem komputerowym . Badanie nic nie wykazało. W końcu po nie całym roku wizyt Pani doktor skierowała na gastroskopie , bardziej przez to , że nią o to nękałem niż z własnego przekonania , ponieważ nie wierzyła w to , że coś badanie wykaże - jej teoria była taka , że problem leży po stronie psychiki bądź też są to bóle czynnościowe. Lekarz wykonujący badanie gastroskopem był bardzo zaniepokojony , powiedział mi , że żołądek nie wygląda dobrze , ale nie podał żadnych szczegółów , stwierdził tylko , że muszę czekać na wyniki pobranych wycinków. Po dwóch tygodniach przyszły wyniki , udałem się z nimi do Pani doktor. Wyniki nic nie powiedziały - wszystko niby ok. Ale opis lekarza wykonującego badanie Pan i doktor jak widziałem przeraził . Nie mówiąc dokładnie o co chodzi powiedziała , że mam się skierować z tym wszystkim do Centrum onkologicznego. W między czasie mój brat , który mieszka w USA odezwał się do mnie z informacją o tym ,że ma znajomych gastrologów w Klinice w Lublinie , poradził , żebym się z nimi skontaktował. Skontaktowałem się , kazali przyjechać natychmiast. Wsiadłem w auto , pojechałem. W dniu , w którym zjawiłem się w klinice od razu wykonano mi gastroskopię. Lekarz powiedział , że mogą czekać na wyniki około dwóch tygodni , ale to zmieni faktu , że jest to rak żołądka. I to baaardzo zaawansowany , obejmujący w tej chwili na pewno cały żołądek i tak na prawdę nie wiadomo co jeszcze. Rokowania bardzo kiepskie. Od 25% do 2% szans przeżycia. Uwierzcie , taka wiadomość potrafi rozwalić całe życie. Dowiedziałem się , że jedyna szansa to radykalna resekcja żołądka , potem ostre leczenie onkologiczne , wtedy będzie jakakolwiek szansa , ale nie duża. Pytanie od lekarza było jedno - skoro tak bolało czemu czekałem na to rok - przecież zdiagnozować można było od razu choćby po samych objawach , które opisywałem , rok temu rak pewnie był nie wielki tak jak opisywał pierwszy lekarz czyli 10 mm, a nie cały żołądek - ba mogło raka w ogóle tam nie być tylko jakiś stan zapalny , który przez te miesiące przerodził się w nowotwór - myślałem , że wybuchnę . Przecież nie olałem sprawy , zająłem się tym - zaufałem lekarzowi , bo zapłaciłem mu nie małe pieniądze . Po to aby po roku się dowiedzieć , że szanse przeżycia więcej niż dwóch lat od diagnozy to 2% , a jeśli będę miał szczęście i znajdę się w tych dwóch procentach , to zostanę kaleką - życie beż żołądka to nie bajka. To fakt . Operacja nie jest przyjemna , pierwsze tygodnie po operacji to koszmar - tak przynajmniej myślałem , żeby dowiedzieć się o tym , że to sielanka w porównania z pół roczną terapią onkologiczną. Bo to jest dopiero prawdziwy koszmar. Kurację skończyłem miesiąc temu , zaczynam po mału wracać do siebie. Dostałem właśnie list z pracy - zwolnili mnie , minął ustawowy okres ochrony . Praca była nienajgorsza , całkiem dochodowa. Do listopada mam jeszcze zasiłek rehabilitacyjny , ale co potem ? Wszystkie nasze oszczędności dawno się skończyły . Żona zarabia najniższa krajową , ja zasiłku dostaje o wiele mniej niż dostawałem pensji , życie chorego jest bardzo kosztowne. A jak skończy się zasiłek to nie wiem czy znalezienie jakiejkolwiek pracy w ogóle będzie możliwe . Na razie nie jestem w stanie zafundować sobie choćby pół godzinnego spaceru , a co dopiero mowa o ośmiu godzinach pracy. Schudłem 30 kg , czasem nie mam siły stać na nogach. Teraz już wiem , że tak być nie musiało . Lekarze lepiej zaznajomieni z tematem niż moja lekarka potrafią ratować ludzi przed takim skutkami. Dowiedziałem się już tego , niestety za późno. Pytanie tylko czy udając się do lekarza musimy sami wiedzieć o chorobach więcej niż lekarz ? Czyt nie powinniśmy mieć do nich pełnego zaufania , ufać , że oddajemy się w dobre ręce ? Pytanie , czemu teraz ja i moja rodzina musimy cierpieć . Chciałbym choćby w niewielkim stopniu zadośćuczynienia , albo właściwie zabezpieczenia mojej rodziny , bo nie wiadomo jak spraw się skończy . Czy mam jakieś szanse ? Co mogę w tej sytuacji zrobić. Nie ukrywam , że pieniędzy już nie mam , skończyły się . Ale jeśli szansa powodzenia procesu o odszkodowanie w tej sprawie jest duża to się zapożyczę. Nie tylko po to , aby zwiększyć komfort życia mojej rodziny ale też po to , aby takich przypadków jak mój było mniej . A jest dużo . Rocznie wykrywa się w Polsce około 5000 takich przypadków jak mój. Rocznie umiera 6000 osób na raka żoładka w Polsce. Wykrywa się go u coraz młodszych osób. Szansa wyleczenia we wczesnym stadium jest blisko stuprocentowa. W fazie późnej bliska zeru. W krajach o dużej ilości zachorowań (np Japonia) świadomi lekarze wykrywają we wczesnym stadium , leczenie nie dość , że nie kończy się usunięciem żołądka , to jeszcze rokowania na przeżycie pacjenta są blisko stuprocentowe. Często bezinwazyjne leczenie onkologiczne. Bardzo proszę forumowiczów o pomoc lub choćby kontakt do kogoś , kto takimi sprawami się zajmuje.
|