Problem najemcy z wynajmującym
Witamy. Chcielibyśmy uzyskać pomoc w bardzo nietypowej sprawie. Postanowiliśmy zamieścić wątek w prawie cywilnym ponieważ po konsultacji na komendzie policji uzyskaliśmy informacje, że nasz przypadek dotyczy prawa cywilno - prawnego. W skrócie: Pół roku temu wynajęliśmy mieszkanie. Po wprowadzeniu się do lokalu po kilku dniach mąż zauważył dziwne ślady na rękach, nogach. U mnie pojawiały się w mniej nasilonym stopniu. Myśleliśmy, że to może być przyczyna wody, później zmiana proszku do prania itp. Trwało to ok. 4 miesięcy. U dziecka zaczynały pojawiać się takie same objawy, wtedy zaniepokoiliśmy się jeszcze bardziej. Przyszło nam wtedy do głowy, że to może być choroba zakaźna. Mąż udał się do lekarza dostał skierowanie na szczegółowe badania: wątroby, nerek itd. Oraz skierowanie do dermatologa. Badania wykazały,że ze zdrowiem wszystko jest w porządku natomiast dermatolog przepisał leki które zażywał w celu zwalczenia alergii bo takie były podejrzenia. Poszliśmy również z dzieckiem do lekarza rodzinnego który stwierdził, że może to być alergia na nowo wprowadzony pokarm. Przez przypadek po jakimś czasie gdy objawy nie ustępowały a wręcz się nasilały obniżając łóżeczko dziecka zobaczyłam jakieś robaki na szczebelkach. Początkowo myślałam, że to korniki ale jak zobaczyłam że dużo tych robali siedzi w ochraniaczu zabezpieczającym dziecko przed uderzeniem w szczeble zaczęłam bardziej grzebać w internecie i dotarłam do pluskiew. Wtedy byłam już cała chora, nie chciałam za bardzo ruszać materaca na którym żeśmy spali, ale wystarczyło że zaglądnęłam z kilku stron i te robale tam siedziały ( nie chce myśleć co było pod pokrowcem ). Zawiadomiliśmy właścicieli, że nie przedłużymy umowy ze względu na to odkrycie. Po spotkaniu z właścicielką mieszkania poinformowaliśmy ją, że w związku z zaistniałą sytuacją wyprowadzimy się z mieszkania jak najszybciej. Znaleźliśmy mieszkanie do wynajęcia w przeciągu kilku dni. Kontaktowaliśmy się z firmą zajmującą się zwalczaniem insektów. Poradzili żebyśmy wyprali wszystkie swoje ubrania, w ten sposób unikniemy ryzyka przeniesienia pluskiew na nowe mieszkanie. Pozostaje kwestia łóżeczka dziecka w którym przy rozkręceniu znaleźliśmy pluskwy. Umówiliśmy się z właścicielami, że firma którą rzekomo mieli zamówić zajmie się dezynfekcją łóżeczka, odkurzacza, oraz sprzętu z komputera. Więc zostawiliśmy te rzeczy w mieszkaniu, oddaliśmy klucze właścicielom i byliśmy umówieni na następny dzień, mieli nam zwrócić kaucje i mieliśmy się spotkać z osobą z firmy zajmującą się dezynfekcją. Dzwoniąc do właścicielki w potwierdzeniu czy będą na miejscu otrzymaliśmy informację, że zabrakło środka do dezynfekcji, termin został przełożony za dwa dni. Byliśmy na miejscu o umówionej godzinie, nikogo nie zastaliśmy, po kontakcie telefonicznym uzyskaliśmy informację ze mąż jest w delegacji i zbyli nas na kolejny tydzień. Chcieliśmy to trochę przyśpieszyć, ponieważ dziecko nie miało gdzie spać ( musiało spać z nami w łóżku ). Ale niestety dzwoniąc do właścicielki nie odbierała telefonów bądź miała wyłączony telefon. Nie pozostało nam nic innego jak czekać cierpliwie na umówiony poniedziałek (30.06.2014r). Próbowaliśmy się z nimi skontaktować o której godzinie będzie to spotkanie, nie mogliśmy się dodzwonić, późnym wieczorem dostaliśmy sms -a " Jutro o 18 ". Pojechaliśmy na miejsce z nadzieją, że ta sprawa się zakończy, okazało się, że nikogo nie było. Mąż dzwoniąc do właścicielki został pomówiony iż nie oddał kluczy, kiedy kilkakrotnie zaprzeczył temu właścicielka stwierdziła żeby zadzwonił do jakiegoś sąsiada który mu otworzy drzwi od klatki i wszedł do piwnicy która jest otwarta gdzie są zniesione wszystkie nasze rzeczy i je zabrał. W obawie, że nie zostały te rzeczy zdezynfekowane mąż kilkukrotnie poprosił o numer telefonu do osoby która się tym zajmowała. Niestety nie udało się uzyskać kontaktu do ("takowej") firmy. Po tej rozmowie właścicielka wyłączyła telefon. Po kilku dniach mąż otrzymał sms -a z pomówieniem iż nie oddał kluczy od mieszkania oraz piwnicy pomimo nalegań, w związku z tym musiała wymienić wszystkie zamki. Napisała również że nie życzy sobie, żeby wchodzić do jej pomieszczeń i naruszać prawo własności oraz zauważyła, że w piwnicy nie ma kompletu zimowych opon. Kontaktowaliśmy się z sanepidem, niestety nic nie mogą w tej sprawie zrobić ponieważ już tam nie mieszkamy ( jak byśmy wiedzieli, że właściciele mieszkania posunął się do takich kroków to na pewno byśmy zawiadomili tą instytucje wcześniej). W sanepidzie doradzili na mm żeby napisać pismo do administracji osiedla, ale obawiamy się że to nie przyniesie żadnego skutku ( przez naiwność i wiarę w uczciwego człowieka daliśmy im tak naprawdę kawał czasu i obawiamy się że mogli to usunąć na własną rękę ). Jesteśmy w tym momencie bezsilni, nie wiemy nawet gdzie się udać jeżeli chodzi o prawa lokatorskie? Do dnia dzisiejszego nasze rzeczy są w posiadaniu właścicieli mieszkania, nie odzywają się pomimo kontakt sms-owy, unikają nas. Prosimy o poradę jak w takiej sytuacji odzyskać przynajmniej naszą własność.
|