Witam,
W styczniu rozpoczęto na osiedlu budowę pierwszego marketu. W związku z tym, że akurat jestem zwolennikiem zieleni, a podczas budowy wycięto kilka drzew, zadzwoniłem do urzędu z pytaniem czy wiedzą o wycince związanej z budową obiektu handlowego. Jak się dowiedziałem od urzędniczki (1z5) nic w sprawie nie wiedziała, i pokierowała mnie do kierowniczki (będącej na urlopie jeszcze przez kolejny tydzień), albo abym zadzwonił do dyrektora referatu.
Stwierdziłem (widząc zaawansowanie prac na budowie) iż za 2 dni nawet śladu po pniach nie będzie więc postanowiłem zadzwonić do dyrektora.
Dyr. po krótkiej rozmowie i przedstawieniu mu sprawy stwierdził, że zadzwoni do urlopowanej kierowniczki i poprosił abym oddzwonił do niego za 15 min. Okazało się, że kierowniczka nic o wycince nie wiedziała - mało tego! - zadzwonił do kierownika budowy z pytaniem czy coś wycinali.
Po tygodniu zadzwoniła do mnie kierowniczka w tej sprawie. Oczywiście pnie już były uprzątnięte, jedyne zdjęcia jakie mam jeszcze wystających pniaków mam, ale ich nie udostępniałem stwierdzając iż urząd po prostu za małą wykazał inicjatywę w "podreperowaniu swojego budżetu". Kierowniczka spytała czy udostępnię jej swoje dane (wcześniej dyr. miał tylko mój nr telefonu), zgodziłem się (to był mój błąd)...
Dzisiaj dostałem wezwanie z sprawie świadka (rozprawa 13 lutego).
Czy nie podpisując jakiegokolwiek pisma z wizji terenowej, mogę być mimo wszystko wzywany na świadka? w jaki sposób się z tego wywinąć?
Pomijam fakt że za niespełna 3 dni mam wyjazd, chciałem dobrze ale gmina olała sprawę i w podzience chce mnie po sądach ciągnąć bóg wie ile lat, bo przecież nie ma żadnych dowodów, no może poza zdjęciami z google earth mówiące że jakieś tam drzewa były...