Wypowiedzenie umowy najmu przed rozpoczęciem obowiązywania
Witam,
to mój pierwszy post, więc przepraszam jeżeli jest w złym miejscu.
----- Wstęp
Sytuacja wygląda w ten sposób. Około miesiąca temu dogadałem się w sprawie najmu lokalu - pawilon handlowy. W chwili podpisywania umowy zwróciłem właścicielowi uwagę na zamoczone listewki. Wzdłuż podłogi, oraz że podobno z dachu lekko kapie (poprzedni właściciel tak mówił). Sprawa miała być załatwiona "po powrocie z urlopu".
Właściciel akurat wyjeżdżał na urlop. W trakcie "przygotowania" lokalu okazało się, że to nie tylko listewki są mokre - a cała podłoga (izolacja) jest zawilgocona, zagrzybiała i śmierdziała (kilka osób jak odsłoniłem podłogę wchodziło i czym prędzej wychodziło pytając "co tu tak cuchnie?"). Poprzedni najemca bywał w lokalu 3-6 godzin tygodniowo i to on jest winny powstałych zaniedbań.
Sprawę skonsultowałem z osobami z "budownictwa" i wycenili remont na około 1400 - 2000 zł - ale wiadomo jak "koszty remontów" się zmieniają. Lokal funkcjonuje w tym miejscu tylko do grudnia (5mc), więc znacząco podniosło to koszty mc wynajmu i lokalizacja przestała być atrakcyjna (do tego drugie tyle trzeba by liczyć, by lokal "wyglądał").
Umowa miała zacząć obowiązywać od 1 sierpnia - wypowiedziałem ją 31 lipca, a raczej napisałem w sms'ie, że nie mogę wynając tego lokalu wraz z uzasadnieniem.
Próbowałem się przy tym kilka razy do właściciela dodzwonić, ale nie odbierał. Nie odpisywał i nie dawał znaku życia. Był na urlopie (trzy tygodnie).
-------- Działania
- Tego samego dnia w którym podpisaliśmy umowę (prawie niczego nie zawiera. Dwie strony stwierdzające dane Wynajmującego, Najmującego, kwotę czynszu i parę prostych zapisów... nawet nie ma tam daty od kiedy umowa obowiązuje) z właścicielem - napisałem do niego sms z prośbą o kontakt do "złotej rączki" który miał mi naprawić dach i wycenić całość napraw (w tym podłogi). Nie otrzymałem żadnego kontaktu ze strony właściciela - a ja człowieka nie znałem. Liczyłem, że "bazarkowy" człowiek zrobi to jakimiś tanimi prowizorkami, których w normalnych remontach się nie robi.
- Przez następne dni konsultowałem temat z osobami bardziej doświadczonymi, które mi to wyceniały. Wszyscy mówili, że trzeba zerwać podłogę, osuszyć, załatać dach i najlepiej zrobić jakiś otwór wentylacyjny/okienko aby sytuacja się nie powtarzała. W umowie był zapis, że mogę robić zmiany w lokalu za zgodą właściciela - nie było z nim jednak kontaktu. Ja też nie chciałem wydać 2 tyś i dowiedzieć się, że nie dołoży się do tego... Brak wentylacji i wilgoć sprawiały, że nie mogłem też lokalu odmalować, bo to by w życiu nie wyschło...
- 31 lipca (przed rozpoczęciem obowiązywania umowy) napisałem do właściciela, że nie mogę wynając lokalu ze względu na jego stan. Smród, wilgoć. Brak odpowiedzi.
Kontakt nawiązałem dopiero dwa tygodnie później, gdy smsy/telefony itd. nie dawały żadnego kontaktu, wtedy napisałem email, ze bez "rozmowy" i kontaktu trudno jakkolwiek się dogadać. Wtedy oddzwonił i powiedział, że nie ma sprawy, mam miesięczny okres wypowiedzenia i tyle (był jeszcze tydzień na urlopie).
---------------
Tutaj moje pytanie. Gdyby nie urlop właściciela - lokal albo wspólnie byśmy naprawili w ciągu kilku dni, albo następnego lub nawet tego samego dnia oddałbym go właścicielowi, bo po odkryciu wad - stracił on mocno na atrakcyjności. Niestety cisnąłem z tą umową, bo nie chciałem włożyć towaru za kilkadziesiąt tysięcy i któregoś dnia stanąć przed drzwiami, gdzie zmieniono zamki. Niestety "podpisanie" sprawiło, że też jestem w beznadziejnej sytuacji.
Posiadam zdjęcia, gdzie na suficie widnieją krople/plamy wilgoci (albo z parowania, albo przeciwku). Podobnie na jednej ścianie są rdzawe zacieki. Handluje prezentami w sklepie internetowym. W dzisiejszych czasach towar nie ma prawa być wysyłany w "zdeformowanych przez wilgoć" kartonikach... Nie wspomnę o smrodzie, grzybie itd. Miejsca które umyłem kilka razy, później znów miały plamy po wilgoci itd. lokal więc nie dał się doprowadzić do warunków normalnego funkcjonowania. Właściciel mówi że poprzedni najemca się nie skarżył... ale mamy sierpień, a ten lokal nie miał ani razu umytych okien, więc to trochę rzuca obraz na osobę "handlującą" tam przede mną.
------- Podsumowanie
Właściciel chciał abym zapłacił mu cały czynsz jaki on płaci spółdzielni (około 800 zł). Ja chciałem zapłacić połowę tej kwoty, bo gdyby nie jego urlop tematu w ogóle by nie było. Gdyby odbierał telefony, lub odpisał, to może nawet bym lokal wynajmował wiedząc, że opłaci konieczne naprawy. Nie dogadaliśmy się.
mam otrzymać fakturę na pełną kwotę czynszu (wraz z zarobkiem wynajmującego) i sprawa ma trafić do cywilnego. Mam pytanie, czy jestem na przegranej pozycji? czy może są jakieś szanse, że to wygram?
|