Dziwna praktyka. W powalającej ilości przypadków zarządcy mają pozawierane umowy na sprzątanie części wspólnych - w szczególności piwnic. Rozliczenie następuje poprzez ryczałt i nikogo nie obchodzi czy tym razem oprócz pozamiatania czy umycia podłóg jest coś większego do wyniesienia. Płaci się za efekt - ma być posprzątane.
Serio w kalkulacji opłat nie macie sprzątania piwnic? Sami sprzątacie czy jak?
Za utrzymanie części wspólnych płaci dana nieruchomość, w przypadku spółdzielni mówi o tym ustawa o spółdzielniach mieszkaniowych. Natomiast w indywidualnym przypadku, kiedy to jest "winny" zarządca może domagać się od niego na podstawie
KC pokrycia kosztów sprzątania. Ale to jakieś grosze będą i koszty ewentualnego postępowania sądowego przewyższą je wielokrotnie. W skrajnych przypadkach pewnie będą wiązały się ze zlicytowaniem mieszkania tego "winnego" na poczet kosztów, nikt o zdrowych zmysłach na to nie pójdzie.
Po za tym, co z was za sąsiedzi, że nie możecie się dogadać z właścicielem bajzlu i nie zmusicie go do działania. Zarządce można olać, ale sąsiedzi to inna kategoria. Znam przypadek, że sąsiedzi zmusili krnąbrnego sąsiada do sprzedaży mieszkania, tak mu dawali do zrozumienia, że nie akceptują jego trybu i stylu życia.