Początkujący | Ukryta wada wynajętego mieszkania?
Dzień dobry, w październiku tego roku wynajęłam mieszkanie. Podpisałam umowę na rok, w dniu przekazania kluczy i podpisania umowy właścicielka oprowadziła mnie po każdym pomieszczeniu i szczegółowo opisała, w jakim stanie oddaje nam mieszkanie, co ma na wyposażeniu i co działa, co nie.
Co może mieć istotne znaczenie to to, że faktycznie wspomniała o tym, że mankamentem mieszkania jest łazienka, która jest niewyremontowana, a ewentualny remont jest dla niej nieopłacalny, ponieważ gdyby już zaczęła w nią inwestować to powinna przenieść też sedes, który stoi nie przy tej ścianie, przy której powinien i nie chce w tej chwili ponosić tak dużych kosztów. Niemniej, powiedziała, że poza faktem, że może wyglądać to nieestetycznie to z łazienką nie ma żadnych innych problemów.
Jednakże już po pierwszych dniach spędzonych w mieszkaniu z łazienki wydobywał się straszny odór, nie do wytrzymania, powodujący ogromny dyskomfort w korzystaniu z mieszkania (zwłaszcza, że jest niewielkie, poza drzwiami w łazience w innych pokojach nie ma drzwi, więc zapach unosił się w całym mieszkaniu). W pierwszej kolejności próbowałam radzić sobie domowymi sposobami, środkami do udrożniania rur, a kiedy to nie przyniosło poprawy, zadzwoniłam do właścicielki. Ponieważ to moje pierwsze samodzielne mieszkanie i nie wiedziałam jak się zachować i do kogo się z tym kierować, zapytałam, czy problem już się pojawiał i może ma jakiś sprawdzony sposób jak się z tym uporać. Właścicielka powiedziała, że nie miała takiego problemu wcześniej i podała numer do hydraulika ze spółdzielni i to ze spółdzielnią kontaktowałam się w dalszej kolejności.
W tym czasie zapach unosił się okresowo, miałam wrażenie, że nie było to zależne od tego jak użytkuję mieszkanie, czy w nim jestem, czy nie, od pory dnia, tego czy piorę, korzystam z wc, prysznica - po prostu nieregularnie pojawiał się i znikał, średnio co 1-2 dni.
Hydraulik ze spółdzielni mieszkaniowej powiedział, że z racji złego rozmieszczenia sanitariów (prysznica, sedesu), nie ma dostępu do rur i nie jest w stanie sprawdzić szczelności instalacji sanitarnej bez znaczącej ingerencji (kucia w ścianie i rozbierania prysznica), dlatego zasugerował, żeby zajął się tym hydraulik wezwany przez właścicielkę i pracujący pod jej okiem, bo skala zniszczeń spowodowana kontrolą szczelności tych rur byłaby zbyt duża, by spółdzielnia mogła ponosić za to odpowiedzialność. Po jego wizycie odwiedził mnie jeszcze kominiarz, który sprawdził drożność kanałów wentylacyjnych i tutaj wszystko było w porządku. Problem był dalej nierozwiązany, po raz kolejny zadzwoniłam do właścicielki i powiedziałam, że łazienka jest niezdatna do użytku (momentami zapach jest bardzo intensywny i "gryzący" w gardło), dałam znać o efektach poprzednich wizyt, na co ona kazała wezwać ponownie hydraulika ze spółdzielni. Wezwałam, pan był zmieszany chyba jeszcze bardziej niż ja, powiedział, że prysznic i sedes wciąż stoją w złym miejscu, więc naprawdę nie potrafi mi pomóc i spółdzielnia ze swojej strony zrobiła wszystko.
W kolejnej rozmowie telefonicznej właścicielka oświadczyła, że jest po rozmowie ze spółdzielnią i prawnikiem, i z rozmowy tej jasno wynika, że to ja powinnam dokonać naprawy na własny koszt. Problem polega na tym, że każda, wydawać by się mogło, drobna naprawa, w tym mieszkaniu będzie wiązała się z ogromnymi kosztami, jeśli zwykła kontrola szczelności rur wymaga kucia w ścianach, a zapach pojawił się już w pierwszych dniach, więc nie sądzę, żeby wyniknął z mojego niewłaściwego korzystania z lokalu.
Z racji tego, że hydraulik ze spółdzielni mówił mi, że to sprawa właścicielki, a właścicielka twierdziła wręcz odwrotnie, powołując się na słowa tej samej spółdzielni, poszłam tam dzisiaj, żeby poprosić o ostateczne, pisemne zajęcie stanowiska w sprawie, żeby pozbyć się niejasności.
Dowiedziałam się tam, że problem ze smrodem trwa już kilkanaście lat (!), był wielokrotnie zgłaszany przez poprzednich lokatorów mieszkania, a właścicielka odgraża prawnikiem już nie od dziś, a cała sprawa wygląda tak, jakby właścicielka próbowała znaleźć naiwnego, który wyremontuje jej łazienkę na swój koszt.
Przechodząc do sedna sprawy, dzisiaj wysłałam pisemną prośbę o usunięcie przeszkód, powodujących dyskomfort w użytkowaniu mieszkania, jednak zdaję sobie sprawę, że to tylko zaogni konflikt. W związku z tym, czy cała ta sytuacja i to, czego dowiedziałam się od spółdzielni (to, że właścicielka doskonale wiedziała o smrodzie i świadomie ukryła ten fakt w chwili podpisywania umowy, a teraz wzywa mnie do naprawienia problemu) może dać mi podstawy ku temu, żeby zerwać umowę?
Na "zdrowy rozsądek", nie rozumiem, jakiej szkody dokonałam, aby mieć obowiązek ją naprawić, zapoznałam się ze stanem technicznym mieszkania, jednak nie wiem czy to, że założyłam, że jest ono zdatne do użytkowania, jeśli właścicielka za takie mi je przedstawiła, nie było zbyt naiwne. Jakie są moje obowiązki w tej sprawie, a co mogłabym ewentualnie wyegzekwować, jeśli natychmiastowe zerwanie umowy nie jest możliwe?
Z góry dziękuję za każdą pomoc.
|