Pokaźne pionowe pęknięcia na ścianach - zarządca budynku umywa ręce
Witam,
w moim mieszkaniu pojawiły się jakiś czas temu i cały czas się powiększają, pokaźne, pionowe pęknięcia na ścianach zarówno konstrukcyjnych jak i działowych, idące od sufitu do podłogi, pod tynkiem, niektóre grube na ponad pół centymetra, kształtem przypominające błyskawicę. Widoczne sa też liczne mikropęknięcia na pozostałych ścianach oraz suficie.
Budynek ma 20 lat. Dodam, że teren na którym został postawiony, był to pierwotnie teren podmokły, czasem po obfitych, długotrwałych opadach dochodzi do okresowych zalań terenu.
Rok temu napisałem do zarządcy budynku (TBS - ale moje mieszkanie jest własnościowe) z prośbą o kontrolę i ewentualną naprawę.
Zostałem zignorowany. Czekałem na odpowiedź 2 miesiące, po tym czasie postanowiłem zawiadomić Powiatowy Inspektorat Budowlany.
Kontrola nastąpiła po ok 1,5 miesiąca od zgłoszenia, obecny był prezes zarządu oraz 2 inspektorów. Stwierdzono pęknięcia, wykonano zdjęcia, jeden z nich spisał ręcznie protokół (nigdy nie otrzymałem kopii - kiedy poprosiłem o nią potem - odmówiono, tłumacząc, że Inspektorat nie ma takiego obowiązku).
Sprawa skończyła się na tym, że minął rok od pierwszego zgłoszenia, pęknięcia na ścianach tylko się powiększyły (pojawiły się też nowe), do dzisiaj zarządca nie odpowiedział na moje pismo a inspektorat budowlany umył ręce, "po cichu" polecono mi tylko, abym wynajął rzeczoznawcę budowlanego albo "wziął prawnika", bo "zarządca powiedział im, iż posiada ekspertyzę budowlaną, rzekomo stwierdzającą, że wszystko jest w jak najlepszym porządku" (co 5 lat przeprowadzona powinna zostać przewidziana prawem kontrola strukturalna budynku).
Kiedy zapytałem czy inspektor, skoro stwierdził na miejscu pęknięcia ścian konstrukcyjnych i działowych w moim mieszkaniu, może nakazać zarządcy ich naprawę, odpowiedział, że nie może.
Pęknięcia w ścianach wyglądają bardzo źle, inspektor budowlany zapewnił mnie "że sufit nie spadnie mi na głowę". Kiedy poprosiłem, żeby dał mi na piśmie, że po dokonanej kontroli stwierdził, że nie istnieje żadne niebezpieczeństwo budowlane - odmówił, twierdząc, że nie ma takiego obowiązku.
W związku z powyższym mam kilka pytań:
- Czy zarządca budynku może uchylić się od odpowiedzialności za pęknięte i nadal pękające ściany konstrukcyjne bloku mieszkalnego?
- Kto zapłaci za remont, bo przecież trzeba będzie w końcu naprawić/wzmocnić ściany/fundamenty budynku?
- jakie opcje działania mi pozostają skoro zarządca budynku i inspektorat budowlany umywają ręce? Czy powinienem zamówić prywatnie opinię budowlaną u rzeczoznawcy budowlanego, a następnie faktycznie wynająć prawnika, bo nie ma żadnych szans, że zarządca po dobroci dokona niezbędne naprawy?
- właśnie, czy potrzebna będzie do tego ekspertyza budowlana czy wystarczy opinia rzeczoznawcy?
Proszę o informację.
Dziękuję.
|