Mandat za przejście na "czerwonym"
Witam.
Mam problem, otóż dziś dostałem mandat za "niestosowanie się do sygnalizacji świetlnej". Już spieszę z wyjaśnieniami.
Na skrzyżowaniu - drodze jednokierunkowej są światła.
Będąc jakieś 15-20m od przejścia zauważyłem że jest zielone światło, które zaczyna migać. Gdy wszedłem na jezdnie światło zielone mrugało nadal jednak będąc w połowie może w 3/4 przełączyło się czerwone (podsumowując wszedłem na jezdnie na zielonym zszedłem na czerwonym).
Niefartem przejeżdżała obok policja, zatrzymała mnie ( nie mówię już o kulturze, gdzie zamiast wyjść do mnie czy zaprosić do środka, musiałem stać na przejściu i rozmawiać z policjantem przez szybę).
Policjant spytał o imię i nazwisko, adres etc, po czym zapytałem się o co chodzi, dlaczego mnie zatrzymał, ten na to ze przeszedłem na czerwonym świetle i mówi ze wypisze mi mandat na 100zł i czy przyjmuje czy odmawiam.
Zacząłem mu tłumaczyć, że wchodząc na jezdnie było światło zielone i trudno żebym w połowie gdy zaświeciło się czerwone miał się cofnac lub zatrzymać ponieważ jest to chyba niedopuszczalne i bardziej niebezpieczne. On jednak stał przy swoim i zarzucał mi, że przeszedłem na czerwonym i możne mi wypisać mandat za spowodowanie zagrożenia - 500zl.
Oczywiście nie kłóciłem się bo mam szacunek do władzy i wiem ze nie wygram.
Dlatego poprosiłem czy jeśli wynikła taka sytuacja to mógłby chociaż odpuścić mandat, dać upomnienie czy jakoś łagodniej do tego podejść odpowiedział, że tu się wszystko nagrywa ta cała rozmowa i nie może czegoś takiego zrobić (trochę to dla mnie dziwne ale mniejsza o to) i dalej przy swoim czy przyjmuje czy odmawiam.
Mandat przyjąłem.
(Pan policjant nie pouczył mnie również o moich prawach, czyli co mi grozi jeśli nie przyjmę itd. Co po tej całej sytuacji "na świeżo' wydaje mi się ze było jego obowiązkiem.)
Moje pytanie. Czy faktycznie dokonałem wykroczenia i czy jest sens się odwoływać czy to tylko walka z wiatrakami.
Pozdrawiam.
|