Jest taka sytuacja obcokrajowiec nie posługujący się językiem polskim stanął aby odnieść sprzęt do sklepu oddalonego o około 20 m I powrócić do auta. Brak znaków parking płatny (D-44 lub D-1

lub teren prywatny. Obcokrajowiec powracając widzi człowiek który podbiega, dosłownie, do auta i robi zdjęcia i daje jakąś kartkę do podpisu. Ze względu na brak zrozumienia tekstu obcokrajowiec odmówił podpisania po czym człowiek włożył dokument za wycieraczkę. W domu obcokrajowiec mógł częściowo odczytać dokument z pomocą tłumaczą że względu na słaba jakość dokumentu. Następnego dnia obcokrajowiec pojechał w pobliżu miejsca i porobił zdjęcia. Na samym zapisie trasy podróż jest uwzględniona jako bez parkowania, przypominam że brak stosownych znaków przy drodze publicznej jest tylko regulamin z niezbyt widoczna treścią z auta, który obcokrajowiec sfotografował kolejnego dnia. Jako świadków zdarzenia obcokrajowiec ma 3 osoby, które z nim podróżowały i są tej samej narodowości. Po użyciu translatora obcokrajowiec wystraszył się i złożył reklamacje opisując sytuację z pomocą osoby trzeciej i podajac jako adres korespondencyjny swój adres zamieszkania, który jest poza terytorium Polski. I wskazał to jako jedyny sposób komunikacji domagając się wysyłki odpowiedzi w jednym w zrozumiałych dla siebie języku. Czy w związku z tym obcokrajowiec ma się czego obawiać i czy firma obsługująca parking, której obcokrajowiec nie zamierza płacić musi zgodnie z życzeniem obcokrajowca wysłać korespondencję na jego adres zamieszkania? Czy w obliczu braku oznakowania przy drodze publicznej, sprawa dotyczy pobocza, obcokrajowiec ma się czego obawiać? Dodam że posługuje się swoim krajowym prawem jazdy i z racji wyglądu nie ma wątpliwości że jest to osoba z dalekiego kraju.