Witam wszystkich,
mam pewien problem, otóż jakiś czas temu moje piękne auto miało szkodę. Żona jechała sobie grzecznie do pracy, z naprzeciwka pędziła policja na sygnale, więc żona jeszcze bardziej grzecznie zaczęła zjeżdżać na pobocze. Pani jadąca za nią z przyczyn bliżej nieokreślonych niestety zreflektowała się zbyt późno i zatrzymała się dopiero na tylnych drzwiach mojego auta.
W czym problem? Otóż w tym, że zgłosiłem szkodę, wstawiłem auto do ASO, otrzymałem wycenę, podpisałem upoważnienie. Po dwóch tygodniach pojechałem do ASO, odebrałem auto, po uszkodzeniach nie było śladu, otrzymałem kopię faktury. Zadzwoniłem do TU, faktura ASO zapłaciona.
Auto jest jak nowe, nic nie widać, nic nie stuka, nic nie puka...
Aha, samochód zastępczy też dostałem (ale żona nie chciała, bo powiedziała, że brzydki i pożyczyła auto od siostry, więc oddałem).
I teraz: GDZIE JEST JAKIŚ PROBLEM? GDZIE MNIE OSZUKALI?
Naprawdę da się załatwić szkodę bez nerwów i "szarpania się"?
Po kilku latach na tym forum nie mogę w to uwierzyć...