Witam. Na wstępie zaznaczam iż nie chodzi mi o to jak się odwołać od nakazu zapłaty - odpowiedzi o tym jest bez liku. Mam jednak jedno pytanie w tej kwestii, dodatkowo podepnę kilka innych.
Więc tak - sprawa o przedawnienie czesnego. Uczelnia przekazała sprawę do kancelarii która przysłała mi przedsądowe wezwanie do zapłaty, zadzwoniłem i się "dogadałem" w taki sposób że mam napisać e-mailem pismo o rozłożenie na raty, co też uczyniłem - głupio, bo się dowiedziałem że ten dług jest przedawniony.
1. I tu moje pytanie - czy pismo napisane w MS Word, wysłane e-mailem, bez mojego fizycznego podpisu ma wystarczającą "wartość" prawną by uznać je za przyznanie się do długu przerywające bieg przedawnienia? (napisałem tam że proszę o rozłożenie na raty itp.)
2. Gdy dostanę nakaz zapłaty i będę chciał się od niego odwołać - to czy mogę w jednym odwołaniu podać kilka przyczyn dla których powinno to być umorzone? Dokładnie chodzi mi o to czy mogę jednocześnie w jednym odwołaniu podnieść zarzut przedawnienia, i dodatkowo (tak w razie gdyby sąd jednak to odrzucił) niewywiązanie się z umowy, jawne wprowadzanie mnie w błąd. Bo mam kilka zarzutów co do uczelni i właśnie nie wiem czy mam to podnosić po kolei - jak jedno odrzucą to wystąpić z drugim - czy wszystko na raz przedstawić?
3.Troszkę z innej beczki - jeżeli uczelnia przetrzymuje moje dokumenty - i nie chce mi ich odesłać mimo interwencji ze strony Rzecznika Praw Konsumenta - ewentualnie przeciąga w czasie odesłanie mi tych dokumentów, to czy ja mam prawo w tej sprawie ubiegać się o odszkodowanie z tego tytułu? Sprawa wygląda tak że 21.07.2011r. zostałem skreślony z listy studentów - nie wypełniałem obiegówki, bo w sumie nie miałem z czego (ani praktyk nie miałem jeszcze, ani biblioteka nie była jeszcze otwarta), jednak gdy wysłałem zapytanie o zwrot dokumentów do dostałem odpowiedź że muszę najpierw uregulować zaległości. Niedawno dowiedziałem się ze takie zachowanie jest bezprawne więc postanowiłem zareagować - dnia 11.07.2013r. udałem się do dziekanatu uczelni, wypełniłem kartę obiegową (czyli udałem się do biblioteki po podpis że z niczym nie zalegam, chociaż nigdy w tej bibliotece nie byłem a gdy kończyłem to jeszcze nie istniała, oraz złożyłem swój podpis i zażądałem wydania dokumentów. Nie wydano mi ich zasłaniając się płatnościami - mimo iż sprawą płatności zajmowała się już kancelaria prawna która miała tyle wspólnego z moim świadectwem co ja z jowiszem - dowiedziałem się że jak pani rektor (bądź dziekan, nie pamiętam) wydziału i kierowniczka dziekanatu dostaną od tej kancelarii informację że mają mi wydać dokumenty to to zrobią. Próbowałem jeszcze postraszyć w/w Rzecznikiem, bezskutecznie, więc przekazałem Rzecznikowi taką informację, i dostałem 19.07.2013r. maila z przeprosinami za to że "pomyłkowo" nie zostały mi wydane dokumenty i że mogę je odebrać w dziekanacie. Odesłałem maila że proszę o odesłanie mi tych dokumentów pocztą (swoją drogą w maju tego roku wysłałem list polecony z identycznym żądaniem, bez odzewu). Do teraz nie odzyskałem dokumentów. Rozumiem że musiałbym napisać pismo i wysłać je poleconym, wtedy pewnie odeślą. Jeżeli jednak nie odeślą, i np. będą chcieli żebym przyjechał odebrać je osobiście to mogę wtedy coś zdziałać? Nie ukrywam że podróż ta "lekko" obciąży mój budżet, dodatkowo musiałbym wziąć urlop w pracy, więc krótko mówiąc taka opcja odpada. Czy mogę zażądać zadośćuczynienia za czas przez jaki uczelnia przetrzymywała mi bezprawnie dokumenty dodatkowo wprowadzając mnie w błąd? Licząc chociażby że jeżeli bym teraz chciał się zapisać gdzieś na studia to nie mam możliwości bez tych papierów - a jeżeli chciałbym wyrobić sobie duplikat to musiałbym pojechać i złożyć taką dyspozycję, zapłacić za 2 dokumenty 52 zł, poczekać 2 tygodnie i wrócić po dokumenty - dodam że przejazd w dwie strony to wydatek 40 zł, czyli łącznie wyszłoby mnie to 132 zł + stracony dzień w pracy, na który musiałbym wziąć urlop. Dodatkowo już byłem raz w uczelni i nie wydano mi dokumentów - "pomyłkowo" - więc koszta już poniosłem i nie zamierzam więcej tego robić.
Więc czy mogę w jakiś sposób wystąpić o to zadośćuczynienie (ponad 2 lata bez dokumentów, wprowadzanie w błąd) i jeżeli tak to jak to uczynić?
4.Gdy w marcu 2011 r. chciałem się wypisać ze studiów to również zostałem wprowadzony w błąd - podano mi informację że muszę złożyć płatny wniosek do dziekana, i dziekan rozpatrzy i mi da odpowiedź - co w ogóle jest śmieszne bo przecież mogę zrezygnować w każdej chwili - a wprowadzanie w błąd jest tutaj w tym iż po pierwsze uczelnia nie może pobierać opłaty za taki wniosek, po drugie mówiono mi że ta opłata jest opisana w regulaminie, a przeczytałem i się nie doczytałem.
A chodzi tu o to że generalnie jakby mnie nie wprowadzono w błąd to bym się wtedy wypisał i miałbym kwotę do zapłaty mniejszą o około 1/3 - wiem że nieznajomość regulaminu to moja wina, ale jawne wprowadzanie w błąd chyba nie jest czynnością którą dziekanat może bezkarnie robić? Czy mogę ewentualnie również powołać się w sądzie na tę sytuację?
5. Ostatnie - w umowie mam taki zapis:
"W ciągu jednego miesiąca od dnia, w którym zgodnie z ofertą Uczelni miały rozpocząć się studia objęte niniejszą Umową, Uczelnia ma prawo do odstąpienia od Umowy w przypadku, gdy organizacja studiów na danym kierunku i w formie studiów będzie nieopłacalna. Decyzję w tej sprawie podejmuje Rektor."
I tu pojawia się taka kwestia - czy ten zapis mógłby dotyczyć również specjalizacji? Ogólnie sprawa wygląda tak że przy zapisie podawało się specjalizację jaką chciałem wybrać - a dodam że uczelnię wybrałem tylko i wyłącznie ze względu na specjalizację jaką mieli - w grudniu okazało się że nie wiadomo jakie specjalizacje zostaną otwarte, a gdy próbowałem (nie tylko ja, reszta studentów również) się dowiedzieć od czego zależy to czy dana specjalizacja zostanie otwarta to nie dostawałem żadnej odpowiedzi. W marcu zrobiono "głosowanie" w grupach po ok. 40 osób - każdy wypisał swoją specjalizację i zliczano głosy, przy czym nawet nie podano nam dokładnej liczby głosów na daną specjalizację w innych grupach, tylko w naszej - później przyszedł Rektor i powiedział że otwarte zostają tylko dwie specjalizację i że MUSIMY sobie wybrać którąś z nich. Miało to dla mnie wielkie znaczenie o tyle że nie interesowało mnie w żadnym wypadku ani Bezpieczeństwo Antyterrorystyczne ani Bezpieczeństwo Publiczne. Właśnie wtedy chciałem się wypisać i zaistniała sytuacja którą opisałem wyżej.
Czy to można uznać za jakąś formę niewywiązania się z umowy/obowiązków uczelni? Przy zapisie zapewniano że na pewno otworzona zostanie moja specjalizacja, żebym się nie martwił - ale trzeba było napisać swoją wybraną i ew. alternatywną - koniecznie dwie różne. Na "głosowaniu" również, ale tam już wpisałem 2x swoją specjalizację jako że nie interesowała mnie żadna inna. Czy mogę to jakoś podciągnąć pod to że uczelnia wprowadziła mnie w błąd, oraz że nie wywiązała się z umowy, czy cokolwiek?
Z góry dziękuję za pomoc. W załącznikach wstawiam skan umowy zawartej z uczelnią - dla bezpieczeństwa wszystkie dane wrażliwe zostały zakryte.
Nie ukrywam że bardzo liczę na Waszą pomoc - już nie raz przekonałem się że jest nieoceniona