Witam
Studiuję na Wyższej Szkole Finansów i Zarządzania w Białymstoku. Z powodów rodzinnych musiałem wziąć urlop dziekański przez co nie mogłem podejść do egzaminów stąd mam 3 warunki (w tym 1 opłacony). Chcąc teraz wrócić na uczelnię musiałem złożyć odpowiednie podania i czekać. Z racji że nikt ze mną się nie kontaktował w okresie kwiecień-czerwiec zacząłem jeździć, dzwonić i pytać o terminy egzaminów jednak bez sukcesów. W efekcie rozmawiałem z samą kierowniczką dziekanatu która stwierdziła:
Cytat:
Nie znam żadnych terminów, nie wiem kiedy będą na uczelni wykładowcy, jedyne co mogę polecić to pisać maile do egzaminatorów.
|
Tak też robiłem... nawet przed zacytowaną rozmową sam znalazłem osoby które prowadzą dane przedmioty (nikt w dziekanacie nie potrafił mi powiedzieć kto jest aktualnie prowadzącym) i pisałem... ale bez odpowiedzi. Nawet po tej rozmowie kolejny raz wysyłałem zapytania licząc na odpowiedź. Chciałem także pójść, ale dyżury pracowników są nieaktualne, a w dziekanacie... nie wiedzą.
Mimo obiecanych bezproblemowych zaliczeń przeszedłem przez piekło studenckie.
Do licencjata brakuje mi jednego semestru, ale nikt nie potrafił mi pomóc... odpowiedzieć na najprostsze odpowiedzi (uwzględniając to że chyba od tego jest dziekanat?) tak więc postanowiłem mimo wszystko zacząć ostatni rok od początku, ale na innej uczelni. Zacząłem szukać i pytać o przeniesienie (jestem w trakcie rozmów z innymi szkołami). Nawet pogodziłem się z tym że ponad 300 zł wydane na jeden warunek... szlak trafi.
Wszystko byłoby w porządku gdyby nie list jaki otrzymałem. Wzywają mnie do zapłaty za warunki strasząc firmą windykacyjną WCM POLAND.
Czy w tej sytuacji mam jakieś prawa? Czy muszę grzecznie zapłacić... za nic? W efekcie nie podszedłem do żadnego egzaminu bo po prostu nie znałem terminów. Jest jeszcze sesja wrześniowa która się zbliża i jestem nawet skłonny pozostać na tej uczelni, ale prosząc niczego się nie dowiem.
Pozdrawiam
Robert