Z góry przepraszam, że mój wywód będzie długi, ale chcę w miarę najlepiej naświetlić sytuację.
Po utracie pracy poszłam na zwolnienie chorobowe (dodam, że nie lewe - faktycznie nie wyleczyłam się do tej pory) - ponieważ mieszkam w B., ale zameldowana jestem w T. właściwym dla mnie oddziałem ZUS jest T. i niestety tu pojawił się problem. Kiedy osobiście złożyłam pierwsze zwolnienie w ZUSie wypełniłam wszystkie papierki i poinformowałam panią przyjmującą owe dokumenty, że mam inny adres korespondencyjny - pani kazała napisać mi oświadczenie, w którym wyjaśniłam że aktualnie mieszkam w B. i tam należy kierować wszelką korespondencję. Na moje pytanie czy wszelkie zawiadomienia, wezwania itp. będą kierowane na adres korespondencyjny, Pani odpowiedziała, że tak.
Półtora miesiąca później dostałam wezwanie na badanie przez orzecznika - wezwanie przyszło do B. i niby wszystko OK, ale zostało wysłane w czwartek, a kontrola była w poniedziałek rano
Listonosz przyniósł mi zawiadomienie pół godziny po wyznaczonej godzinie badania 
Udało mi się jednak zorganizować na tyle, że na badanie dotarłam wyznaczonego dnia.
Przez kolejne dwa miesiące był spokój, aż do lutego kiedy to dostałam wezwanie na kolejne badanie - tym razem jednak przyszło do T., odebrała moja mama, która jednak nie wie o moich problemach, a sama jest po chemii, więc też bardzo przemęczona i zapomina o wielu sprawach. Nie przekazała mi informacji, że dostałam polecony. Badanie miało być w piątek, a ja do T. pojechałam dopiero w sobotę i wtedy fizycznie je dostałam. W poniedziałek byłam w ZUSie by wszystko wyjaśnić. Kazali napisać wyjaśnienie i czekać na decyzję.
Decyzję dostałam pod koniec marca - oczywiście odmówiono mi prawa do zasiłku za ostatnie trzy dni (te wypadające po badaniu) - w uzasadnieniu napisano, że odebrałam wezwanie 16.02 i potwierdziłam to własnoręcznym podpisem, co jest wierutną bzdurą, bo w T. w tym czasie nie byłam, ale komuś mogło sie pomieszać, bo nazwisko mam takie samo jak moja matka, ale imiona i podpisy zupełnie różne.
Za tą decyzją poszła następna - odmawiająca mi prawa do zasiłku za kolejne dwa tygodnie choroby ze względu na anulowanie tych trzech dni z poprzedniego zwolnienia.
Dodam, że pierwsza decyzja przyszła do B., druga do T., a rozliczenie PITu z ZUSu znów do B. - stąd moje wrażenie, że w tym oddziale mają chyba niezły bajzel skoro nie potrafią zrozumieć co to adres korespondencyjny i wysyłają listy, gdzie popadnie.
Na wszystkich L-4 był adres w T., ponieważ lekarz upierał się (nie on pierwszy z resztą), że skoro tam jestem zameldowana, to taki adres musi wpisać. Powiadomiłam jednak ZUS, że mam inny adres korespondencyjny, a z tego co wiem to w rozporządzeniu Ministra Zdrowia dotyczącego wypełniania druków chorobowych nie ma sprecyzowanej informacji jaki adres ma być wpisany.
Teraz moje pytania:
1. Czy w takiej sytuacji mam jakiekolwiek szanse na uznanie mojego odwołania?
2. Sądem właściwym do odwołania będzie ten w T.?
3. Czy na odwołaniu wpisać adres zameldowania, a pod spodem korespondencyjny czy tylko któryś z tych?
4. Czy od obu decyzji mogę sie odwołać na jednym piśmie (w końcu jedna decyzja wynika z drugiej) czy lepiej dwa odrębne odwołania?
5. Jest sens pisać w odwołaniu, że mam wrażenie iż działanie ZUS było celowe i nastawione na uniemożliwienie mi w terminie dotarcie na badania (pierwsze wezwanie wysłane bardzo późno, a drugie na inny adres) czy raczej to taka moja teoria spisku i w sądzie będzie to głupio wyglądało?